niedziela, 29 sierpnia 2010

Nareszcie!

W końcu przyszła fantastyczna biegowa pogoda! I jeszcze do tego ten delikatny zapach nadchodzącej jesieni, który czuć w powietrzu... Hmm... Czegóż chcieć więcej, delektując się wieczorną sobotnią dyszką;)? Tym bardziej, że dyszka jeszcze sprawnie spod nóg ucieka. Wprawdzie miałam wrażenie, że nikogo poza mną już w Skaryszaku nie było, a miałam taką chęć delikatnie pościgać się na pętli..;) Eh - dawno nie byłam tak zadowolona z treningu:).
Na zakończenie zamieniłam łazienkę w domowe SPA - w sobotni wieczór już naprawdę niewiele więcej do szczęścia potrzeba:).

A dzisiejszym porankiem (no dobrze - południem;)) ponownie zaserwowałam sobie Pilatesową gimnastykę - i chyba znalazłam coś, co mnie wzmocni i jednocześnie przynosi przyjemność i ukojenie. No ale już taka jestem - ćwiczenia muszę "czuć", i to nie tylko w mięśniach je wykonujących. Dlatego serdecznie nie cierpię siłowni - taka bezduszna jest... Wysiłek fizyczny to jednak też metafizyka;).

czwartek, 26 sierpnia 2010

Planów modyfikacja

Hehe - tak to już zazwyczaj bywa niestety - jak sobie coś zaplanuję, to często nie wychodzi... Tym samym Półmaraton Gryfa w Szczecinie w tym roku idzie w odstawkę (w przyszłym roku koniecznie do odrobienia;)). Mężczyzna mi się wykruszył i nie to, że sama nie pojechałabym;), ale jednak i mnie sumienie co nieco ruszyło.. Bo weekendów wolnych jak na lekarstwo, egzamin z cywila, spadków i rodzinnego za pasem, magisterka już chyba przestała we mnie wierzyć, że kiedyś na serio do niej wrócę:D, więc dla spokoju sumienia postanowiłam zrezygnować tym razem. Zatem połówka już raczej w przyszłym roku, teraz do końca sezonu duże dyszki do biegania zostają. Szkoda trochę, no ale.. Co oczywiście nie znaczy, że weekend wolny od biegania będzie:D.

Dzisiaj w ramach dnia dobroci dla własnego kręgosłupa zaserwowałam sobie sesyjkę Pilatesa i muszę powiedzieć, że chyba się do tego przekonam, bo uczucie "po" napawające optymizmem wielkim nie tylko mnie, ale moje kręgi również :). Do powtórzenia zdecydowanie:).

czwartek, 12 sierpnia 2010

....bólowi na przekór w dobrym towarzystwie

W szczytowej formie to wczoraj nie byłam.. Po powrocie z pracy, gdzie czekał na mnie już gotowy pachnący obiadek dałam się jednak namówić na chociaż pół godzinki truchtu. Potwierdza się tym zasada, że jeśli z kimś się umówisz na trening, to duuużo trudniej się wykręcić.. Zwłaszcza gdy biegowy kumpel już na Ciebie czeka w mieszkaniu ;). Zatem forma wybitnie nie półmaratońska - raczej pół-forma albo i nawet ćwierć-forma...Niestety..
I do tego znów jakieś problemy z trawieniem najwyraźniej mnie dopadły. I coraz mocniej w kościach czuję, że wizyta u jakiegoś dietetyka to tylko kwestia czasu... Nie objadam się przecież, staram się jeść w miarę regularnie i unikam śmieciowego junk food, a czasem mam wrażenie, że moje jelita czują się przy tym gorzej niż za czasów połykania w biegu twistera w KFC i sławetnych VIFONowych chińskich zupek nocą w czasie sesji na KICu.. Eh..to już chyba starość :D.

Walczyć jednak trzeba :) i zdecydowanie łatwiej jest gdy ma się do tego towarzystwo - za wczorajsze dziękuję K. i M.  Przecież gdy mam z jednej i z drugiej strony faceta, to nie zatrzymam się i nie stwierdzę, że nie dam rady ;).

wtorek, 10 sierpnia 2010

...dla takich chwil warto się pomęczyć :)

Okazuje się, że wystarczy wyjść pół godziny wcześniej na trening do Skaryszaka i spotyka się całkiem mnóstwo współbraci-biegaczy i współsióstr-biegaczek. Dziś to chyba nawet więcej tych ostatnich, co mnie zdziwiło lekko. Niemniej jednak, równo o 21, gdy zwykle ja dopiero wkraczam do parku, zrobiło się dużo przestronniej - pusto niemal, no ale tym razem byłam w połowie treningu, a nie na początku:).

Rzecz niezwykle miła mnie dziś spotkała i tak próbowałam pamięcią sięgnąć, czy kiedyś coś takiego mi się przydarzyło.. No i okazało się, że nie. Byłam już na 8 km dzisiejszego planu, tempo równe od początku niemal 5'15" przez cały dystans (zdaję sobie sprawę, że szału nie ma:) - ale nie o tym tutaj). Już któryś raz mijałam dwóch chłopaków, którzy sobie truchtali w przeciwnym kierunku, plotkując przy tym. I gdy tak ich ten ostatni raz mijałam jeden z nich powiedział do drugiego "Patrz, ależ ta pani ładnie tempo trzyma!". Obejrzałam się dookoła-nikogo więcej nie było, więc to było jednak o mnie.. Miło się zrobiło:) - i na lekkich nóżkach pobiegłam dalej.

niedziela, 8 sierpnia 2010

Fajnie :)

Jednak trzeba sobie czasem urozmaicić życie - biegowe również :). Dziś zamiast tradycyjnego treningu parkowego (który naprawdę bardzo lubię) trening z przeszkodami. Z jednej strony efekt wczorajszej nawałnicy, bo nie wszędzie zostały już uprzątnięte połamane konary i zwalone drzewa, co spowodowało, że na niektórych chodnikach bieg przeradzał się w przełaje. Z drugiej natomiast dużo różnych podbiegów i zbiegów, czyli pełna eksploracja warszawskich schodów przy mostach i estakadach. Lekko nie było, bo i dawno taki wysiłek sobie serwowałam, ale na deser wspaniałości - kilka okrążeń na bieżni Agrykoli. Moje stopy nie odbijały się od tartanu od  czasów liceum, więc było wielkie "wow", zwłaszcza,  że bieżnia po remoncie:). Coś czuję, że częściej będzie mnie tam nosić :).

Startowe na Półmaraton Gryfa opłacone - więc już raczej nie wypada rezygnować i trzeba będzie znowu zmierzyć się z HM:). ...tylko coś to wzmacnianie mięśni, nóg zwłaszcza, mi wciąż nie wychodzi tak, jak chciałabym..

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

...motywacyjny dołek...

Nie jakiś strasznie poważny, ale taki, że raczej trzymałby w łóżeczku (jakże miłym ostatnimi czasy) niż wyciągał ku szafie i ubraniom biegowym. Przejdzie - wiem. Jednak przez to treningu dużo mniej efektywne wychodzą i w związku z tym zostaje miesiąc na podszlifowanie formy na HM kolejny. Wypadałoby poprawić już posiadany debiutancki wynik :).

W międzyczasie szykuje się trochę większy biegowy projekt, ale o tym już za jakiś czas następnym razem. Mam nadzieję, że wyjdzie i choć kilka kolejnych osób zarazimy miłością do aktywności. Eh - niepoprawni idealiści wciąż przez nas przemawiają:D.

No i chyba w ramach motywacji trzeba będzie na jakieś zakupy się wybrać ;).