sobota, 4 września 2010

O trzy mosty bliżej...

...do celu - jakkolwiek by ten cel określać:).

Ciężki był to tydzień i sobota również - musiałam wygonić lenia, który gdzieś się w moim otoczeniu schował. No ale poodkurzałam mieszkanie i jakoś poszło - widocznie siedział pod łóżkiem:). Podstępny. Fakt, że akurat gdy rozpierała mnie energia w środku tygodnia, to lało tak, że nie odważyłam się jednak wysunąć czubka buta na zewnątrz. Na bycie totalnym hardcorem mam jeszcze czas:D.

Dziś dla odmiany ominęłam park. Zrobiłam tourne przez warszawskie mosty, zahaczając o Bulwar Wiślany i Wał Miedzeszyński. O zachodzie słońca - nawet ładnie było:). Lubie biegać mostami. Zwłaszcza Świętokrzyskim, bo ma fajną nawierzchnię i bardzo miękko odbijają się od niej stopy. Ale lubię też Łazienkowski - ze względu na dużą liczbę przejść, zejść i schodów, które trzeba pokonać, wzmacniając się niejako mimowolnie. Chyba najmniej przepadam za Mostem Poniatowskiego, bo przecież mam go na co dzień:). O pozostałych - next time:)
W trakcie biegu zaplanowałam też trasę na jutro - ale coś czuję, że najprzyjemniej byłoby pobiegać w godzinach bardzo porannych. Zobaczymy - może w końcu uda mi się zmobilizować na tyle, aby wyjść na trening rano:). I nie wiem czy istnieje gdzieś sposób, który wyrzuciłby mnie z łóżka rano prosto w buty. Jeśli tak, to chętnie przygarnęłabym go...

Ostatnio staram się zwracać większą jeszcze uwagę na technikę biegu (to chyba efekt lektury książek J.S.). Jeśli chodzi o pracę nad poprawą kroku i jego wydłużeniem - czuje pod nogami, że jakieś choćby minimalne postępy są, ale próby oddychania ustami, jak radzi p. Jerzy raczej nie przypadają do gustu mojemu organizmowi. Zresztą po tylu latach pracy nad regularnym oddechem przez nos, mam poważne wątpliwości czy uda mi się nauczyć w tej materii czegoś nowego. Tym bardziej, że nie do końca chyba jestem jednak przekonana co do wyższości techniki oddychania w dużej mierze ustami.

Najbliższy start zapewne na Biegnij Warszawo, bo konieczność podróży w różne zakątki Polski nie pozwoli na nic wcześniej. Nie powiem, abym była zachwycona perspektywą tłumów. Z tego względu czasem tęsknię mocno za lasem - wszak w porównaniu do tego, co się dzieje "na ulicy", nawet największy "tramwaj" podczas zawodów BnO jest ledwie garstką szaleńców błąkających się po lesie:D. Nie bez celu oczywiście:).
A cel na BW? Zejść poniżej 50 min. Ale tłumy raczej nie będą sprzyjające, więc zapowiada się ciekawie:). Jak już w końcu podczas biegu ulicznego złamię te 50 min na dychę, to wtedy będzie można się bawić dalej;).