wtorek, 29 maja 2012

Bo z kobietą nie wygrasz...

..i nie będzie to niestety post o potędze kobiecej natury, ani historia zwycięstwa kobiety w rywalizacji damsko-męskiej. Będzie za to o konieczności zmagań kobiety z kobiecą naturą. W kontekście niedzielnego Ekidenu, a jakże. 

Mknę :)
Zatem może najpierw o imprezie. Nie byłam od rana, bo moja firmowa sztafeta startowała w drugiej turze o 14, ze mną na 3. zmianie. Gdy pojawiliśmy się z M., który dzielnie mi asystował i towarzyszył tego dnia, na scenie wdzięcznie radziła sobie Ania (autorka bloga Ania biega), zapowiadając ostatnich już biegaczy z pierwszej tury. Ekiden to naprawdę super zorganizowane biegowe święto - fajnie popatrzeć na ludzi, którzy czasem niemal z przysłowiowej kanapy się zmobilizowali do udziału w drużynowym biegu. Jednak nie ma nic lepszego niż team spirit, jeśli chodzi o mobilizację:). Czasem mam jednak wrażenie, że wszechobecny marketing (wiem, wiem, nieuniknione), pijar i siesar nawet, nieco uszami wychodzą podczas imprezy, której uczestnicy są obrandowani do granic nie-możliwości. Ale to tylko mały, maleńki minusik i to zupełnie z przebiegiem imprezy niezwiązany, a wynikający z mojego prywatnego nastawienia do kwestii. Za to wisienka na torcie po stronie Organizatorów - nie wiem na ile był to gest powszechny (gdy ja obserwowałam strefę mety, to taki właśnie był), ale uściśnięcie dłoni z gratulacjami po przekroczeniu linii mety to naprawdę ujmujące (to w wersji nieco oldschoolowej) - szacun! (w wersji bardziej współczesnej). Za te uściski i całodzienne święto - wielkie dzięki. 
Najbardziej żałuję, że FDNT Running Team nie zdołał się załapać na listę po skróceniu terminów na dokonanie opłaty startowej, a na starcie nie pojawiło się jednak kilka drużyn i numery startowe przepadły... Za rok trzeba będzie być czujniejszym, bo impreza rokrocznie zyskuje na popularności. 


Skupienie na twarzy i praca rąk :)
Teraz o meritum. Gdyby nie to, że musiałam przekazać pałeczkę koleżance na 4. zmianie, zeszłabym niechybnie z trasy. Jedynie ostatni wpis z bloga wspomnianej już Ani mnie nieco ratował - biegnie się głową, a nie nogami - tak sobie powtarzałam w myślach. No i tak biegłam ponad 6 km głową i rękoma, bo nóg nawet nie czułam, podobnie jak mięśni brzucha i kręgosłupa. Chociaż, wróć - czułam, aż do szpiku kości. M. stwierdził, że jakieś fatum nade mną ciąży, bo często miewam pierwszy dzień okresu właśnie w dzień jakiejś większej imprezy biegowej. A "ten" dzień to nie jest zwykły ból brzucha, to po prostu 24 h wyjęte ze świadomości, kiedy jedyne o czym myślę, to pozycja embrionalna na łóżku, z poduszką wciśniętą w brzuch. A w niedzielę nie było łóżka, tylko była Kępa Potocka i 10 km przede mną:). Do południa jeszcze było w miarę OK i wydawało się, że przyjęta "końska" dawka przeciwbólowa "da radę" - dała do 3 km. I te 3 km były jeszcze w miarę przyzwoite (pierwszy jak zwykle za szybki;)), potem było już tylko gorzej. Czytającym oszczędzę opisów, bo kobiety wiedzą o co chodzi, a żaden facet i tak się nie dowie, więc szkoda pisarstwa. Koniec końców, gdyby nie doping chłopaków z Ergo na wirażu przed ostatnim podbiegiem i mobilizacja M. na dobiegu do mety ("pokaż chłopakom, jak się finiszuje";)), pewnie musiałabym się wstydzić, że biegłam 10 km 55 min. A wyszło 54'08" - obiektywnie wciąż wstyd, bo biegałam już 51 minut i na taki wynik po ostatnim niedzielnym treningu byłam przygotowana, ale subiektywnie, to naprawdę duży sukces. Okupiony niesamowitym bólem i dogorywaniem na łóżku po powrocie do domu. Nawet się nie zmęczyłam, bo nie dałam rady... 
Na osłodę jedynie mogłam sobie w duchu przyznać "a nie mówiłam", gdy widziałam przed sobą sylwetkę młodego postawnego chłopaka, który spacerował z pałeczką w ręku za linią 4. kilometra i przekonana byłam, że z miejsca ruszy, gdy tylko go wyprzedzę. Ten schemat niemal zawsze działa;)

Wielki niedosyt po wczoraj pozostał i niemoc taka, że z tą kobietą "w sobie" naprawdę ciężko wygrać w takie dni, jak ten wczorajszy. Bo bardzo nie lubię, gdy coś ode mnie nie zależy. 

niedziela, 20 maja 2012

Biegaczu, nie przestawaj!

Miałam wczoraj ochotę i zamiar wielki wystartować w biegu Pucharu Maratonu w ramach testu przed Ekidenem. Miałam... Ale nie wstałam. I nie - nie zaspałam wcale; przeciwnie wręcz - od 5 rano nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca na łóżku, a po dłuższej chwili okazało się, że nie mogę wstać, bo rozłożyła mnie awaria kręgosłupa... :(. Po raz pierwszy w życiu dopadło mnie coś takiego - coś mi "strzyknęło" na styku odcinka szyjnego i piersiowego najwyraźniej i kręgi nie chciały wrócić do swej standardowej pozycji. Auć.... Jeszcze do 8 miałam nadzieję, że coś z tym zrobię - maść, masaż, amol wreszcie (bo zawsze na wszystko pomaga;)) - nie było poprawy, więc się poddałam i zostałam w domu, oddając się roli housewife. A byłam naprawdę "desperate", aby pobiegać, bo przecież te 10 km w Lesie Sobieskiego miały być testem przed niedzielną dyszką na Ekidenie. Został raptem tydzień, a ja jestem w lesie treningowym, ale nie tym niestety, w którym być powinnam. 

Między pieczeniem ciastek, mieszaniem jednej zupy, a przygotowywaniem innych smakołyków robiłam rachunek sumienia, no i wyszło - cały tydzień od niedzieli ani jednego treningu i praca non stop przed komputerem w pozycji siedzącej, a do tego łóżko z niezbyt wygodnym dla kręgosłupa materacem. Zasadniczo, im więcej się ruszam, tym bardziej i boleśniej odczuwam każdą przerwę od sportowych zajęć. Tydzień bez biegania powoduje wtedy czasem takie spięcie mięśni (ale nie ból) kręgosłupa, że czuję je niemal wszystkie. Z dawnych czasów wiem, że objawy takie ustają, gdy okres bezruchu zdecydowanie się wydłuża - wtedy poza ogólnym poczuciem, że nie jestem "fit" już mnie nic nie boli, bo ciało się do takiego stanu rzeczy szybko przyzwyczaja (co tłumaczyłoby w pewien sposób, dlaczego tak trudno większość "normalnych" - tj. statystycznych ludzi namówić do poruszania się). 

Reakcja mięśni to jedno, ale z czasów licealnych, gdy jeszcze bardzo regularnie biegałam, pamiętam też jeszcze jeden aspekt takiego zaniechania. Otóż jakieś 2 miesiące przed maturą postanowiłam, że jednak oddam się nauce i  z dnia na dzień przestałam biegać (co było jedną z najgłupszych decyzji, jakie w życiu podjęłam;)). Siedząc nad książkami do historii potwornie się "dusiłam" - miałam wrażenie, że brakuje mi powietrza, cały czas ziewałam, choć nie chciało mi się spać. Nie pamiętam jak, ale trafiłam do lekarza. Oczywiście lekarz nie słyszał żadnych zmian i wszystko było w jego ocenie w porządku, ale jakoś od słowa do słowa (od zawsze lubię spierać się z lekarzami;)) wybrzmiało, że po intensywnym związku, jestem z bieganiem w separacji. Diagnoza brzmiała "szok organizmu w wyniku gwałtownego zaprzestania wysiłku fizycznego" - tak mniej więcej w każdym razie. Chodziło głównie o odcięcie od tlenu, na które miałam zwiększone zapotrzebowanie, bo tak przyzwyczaiłam swój organizm. Gdy zaczęłam znowu truchtać było o niebo lepiej. 

To już nawet nie chodzi o osławiony "runner's high" i kwestię hormonów. Podejmując (jakże ważną) decyzję o tym, aby się ruszać, należy mieć odpowiedzialnie z tyłu głowy myśl, że w ten sposób zmieniamy (na plus oczywiście) nasze ciała. Zmienia się cały układ ruchowy, nowe parametry zyskuje układ oddechowy, a wszystko w wyniku naturalnego dążenia do dostosowania się do zwiększonego wysiłku. Gdy w pewnym momencie z jakichś powodów zaprzestajemy takiego bodźcowania ciała, wtedy wszystko "wraca do normy" (tej gorszej, rzecz jasna). A takie powroty mogą boleć - dosłownie. 

Wczoraj nie poddałam się jednak i w ramach rekonwalescencji przetruchtałam 30 min - nawet końcówka nieco szybszym tempem, ale to była tylko rozgrzewka przed rozciąganiem ciała i kręgosłupa. Kolejne 30 minut - mix strechingu, jogi i pilatesa - i nieco pomogło. Dziś już nawet lżej się wstawało i mogę w obydwie strony kręcić głową:). Wieczorem może dyszka wyjdzie. 

Mądrzejsza (po raz kolejny) o swój własny ból, życzę udanej biegowej niedzieli! 

niedziela, 13 maja 2012

Adidas Supernova Glide 4 - recenzja

Dzisiaj będzie o nowych biegowych towarzyszach, o których już Wam wstępnie wspominałam jakiś czas temu. Buty Adidas Supernova Glide 4, które otrzymałam od producenta do testowania wreszcie doczekały się swojej oceny:). A że nie jest ona jednowymiarowa, to odpowiedni czas i kilometraż upłynąć musiał (przebiegłam w nich ok. 130 km). 

Love from the first sight.

Od początku zatem. Na co patrzy kobieta, gdy staje przed wyborem obuwia biegowego? Jasne, że na wygodę ;). Ale zanim to, najpierw zerka do pudełka i patrzy czy "to to" nadaje się do publicznego noszenia. Gdy otworzyłam pudełko z adidasami stwierdziłam, że jak najbardziej. Mało tego - ujął mnie ich wygląd,a kolorystyka w szczególności. Z dawnych czasów mam sentyment duży do reprezentacyjnych barw i tutaj Supernova wpisuje się znakomicie ze swoją biało-czerwoną kolorystyką. 
Jest jednak jeden mały zgrzyt. A właściwie sześć - jakiś projektant (bo przecież na pewno nie była to kobieta) rozpoznawcze "paski" niemieckiej marki "umaił" czymś, co mogłoby w filmie o transformersach sprzed nastu lat grać. W każdym razie - zepsuł tym cały efekt, bo but mógłby być naprawdę bardzo estetyczny i po prostu ładny, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. A tak jest całkiem ładny;), ale raczej na 4 niż na 5. 

materiały producenta / adidas.pl
Natomiast jeśli chodzi o wrażenia z biegowej eksploatacji obuwia, to są one jak najbardziej na 5. Sama jestem tą oceną nieco zdziwiona, bo zasadniczo do biegowych kolekcji Adidasa nie byłam nigdy przekonana. Buty tej marki zazwyczaj wydawały mi się za ciężkie i za szerokie.  Tym większe było moje zaskoczenie, gdy wzięłam nową Supernovę do ręki - but jest naprawdę lekki i tak też jest odczuwalny na stopach. Dość znacząca różnica w porównaniu do eksploatowanych ostatnio przeze mnie Ravennach. 

Pierwsze wrażenie na stopach. 

Dość dziwne. Jako miłośniczka obuwia z niską cholewką, w pierwszej chwili poczułam, jakby moja stopa "utonęła" w Supernovach. Szykowało się na ostrą krytykę, bo poza tym, jeszcze pięta była (w mojej ocenie) za mocno usztywniona, a przednia część stopy z kolei miała za dużo miejsca. Pierwszą biegową szansę dostały w słoneczny dzień na trasie wzdłuż Traktu Królewskiego, jakiś tydzień przed półmaratonem warszawskim. Od razu było ponad 20 km - i od razu wkładka obtarła mi piętę tak, że zrobił się mały pęcherz. Dlatego nie dostały szansy podczas startu w końcówce marca. Potem natomiast ten problem zniknął - nic mnie nie obcierało i nie obciera już więcej, a stopy przyzwyczaiły się do nowej "infrastruktury". Z fajnych elementów, zdecydowanie należy wyróżnić język - mięciutki i super układający się do stopy - minimalizuje ryzyko obtarcia przy niedbałym wiązaniu obuwia, zwłaszcza podczas dłuższego biegania. Dodatkowo siateczka, z której jest wykonana cholewka wygląda na solidną z jednej strony, ale  z drugiej dobrze wentyluje stopę - w perspektywie nadchodzącego lata to duży plus.

Z biegowych ścieżek.

Był asfalt, był teren, był tartan nawet. Supernova to zdecydowanie but na twarde nawierzchnie (zgodnie z sugestiami producenta) - na asfalcie czuć w pełni, że część podeszwy pod piętą faktycznie pracuje inaczej - moje pierwsze spostrzeżenie było takie (znów w porównaniu do Brooks Ravenna), że wprawdzie jest miękko, ale jednak stopa musi sama popracować, bo pianka "sama nie biegnie" - co nie znaczy, że but nie ma sprężystości, chociaż pewnie przy dużo szybszym bieganiu niż moje odczucia mogą być zgoła inne. W każdym razie - ostatecznie przypadły mi gustu i moje stopy polubiły bieganie w nich. Pozytywnym zaskoczeniem jest naprawdę przyzwoita przyczepność do podłoża w terenie (testowałam w "moim lesie" ;)), ale i na mokrym tartanie również sobie radzą (wczorajszy deszczowy Test Coopera też zaliczyły). Od początku testowania podeszwa pozostała w nienaruszonym niemal stanie. 

Po blisko 2 miesiącach użytkowania stwierdzam, że naprawdę udał się Adidasowi ten but. Wprawdzie lista różnych "systemów" jest dość długa (o nich możecie na stronie producenta poczytać), ale stopa raczej nie czuje się przez te systemy "osaczona" (jak moja np. w butach innej znanej marki na "A"). Supernovy to, jak się okazuje, bardzo wszechstronne buty, a do tego przyjemne dla stóp i dla oka;). Nie miałam jeszcze okazji przetestować ich na zawodach, ale już czekają na swoją kolej podczas Ekidenu, który zbliża się wielkimi krokami. 

Dla kogo?

Z informacji producenta wynika, że Supernova Glide 4 to obuwie neutralne oraz dla stopy lekko supinującej. Tuta się obawiałam nieco, bo ja jednak nadpronuję lekko, ale była to obawa bezpodstawna. Szeroka dość podeszwa buta sprawia, że również osoby z lekką nadpronacją mogą z tego obuwia z powodzeniem korzystać. Zawsze jednak warto sprawdzić, jak stopy w nich pracują. Glide 4 to buty naprawdę uniwersalne - mogą towarzyszyć niemal na każdym rodzaju podłoża. ale jednak ich świat to zdecydowanie asfalt i na nim mogą zabrać w naprawdę przyjemną podróż biegową. 

Jedynym minusem (poza rzeczonymi już transformerskimi paskami) wydaje się być cena - prawie 500 zł za buty to dość sporo i pewnie można byłoby znaleźć inne modele za mniejsze pieniądze, które byłyby satysfakcjonujące, ALE - w Supernovach ogólne wrażenie jest takie, jakie chciałoby się zawsze mieć w przypadku biegowego sprzętu - wszystko na swoim miejscu, porządnie zaprojektowane i wykonane, a do tego najzwyczajniej ładne. Co prawda, ciężko znaleźć buty, które mają wszystkie te cechy razem w jednym modelu, ale nie oznacza to, że rozgrzeszam cenę;). 


piątek, 11 maja 2012

Propozycja na sobotę - Test Coopera dla wszystkich


Drogie Czytelniczki i Czytelnicy,

O moim bieganiu notka będzie już jutro;). Tymczasem tym z Was, którzy jeszcze nie słyszeli przypominam, że jutro w całej Polsce odbędzie się Test Coopera dla Wszystkich - również niebiegających jeszcze znajomych;).

Ze swej strony serdecznie zapraszam na warszawski stadion "Orzeł" przy ul. Podskarbińskiej 14 (Praga Południe) - gdzie poza standardowym pakietem Czytelnikom bloga zapewniam gorący osobisty doping;). Test będzie się odbywać w godz. 10 - 16. Gorąco polecam! Osobom spoza Warszawy polecam lekturę listy lokalizacji w całej Polsce na końcu wpisu:). Więćej na www.testcoopera.pl
Lokalizacje warszawskie:
  • Warszawa - stadion la (400 m ) Orzeł,  ul. Podskarbińska 14
  • Warszawa - stadion la (400 m) SKRA, ul. Wawelska 5

Informacje: 
Na jednym z 19 obiektów 12 maja w godzinach 10-16 można sprawdzić swoją kondycję biorąc udział w 12 minutowym biegu. W Kielcach, Poznaniu i Lublinie w Teście Coopera można wziąć udział 13 maja, a na Krakowskim AWFie można się sprawdzić 19 maja. W czerwcu badać swoją kondycję można w Pile 3 czerwca i Białymstoku 9 czerwca. Jesienią Ogólnopolski Test Coopera dla Wszystkich organizowany będzie 6 października.
Udział w Teście jest BEZPŁATNY, a każdy uczestnik Testu otrzyma:
  • samoprzylepny numer startowy,
  • certyfikat z wynikiem Testu,
  • napój POWERADE.
  • pierwsze 150 osób na każdym obiekcie otrzyma pamiątkową koszulkę
Test Coopera (czyt. test Kupera)– próba wytrzymałościowa opracowana przez amerykańskiego lekarza Kennetha H. Coopera na potrzeby armii USA w 1968 roku, polegająca na 12-minutowym nieprzerwanym biegu. Obecnie jest szeroko stosowany do badania sprawności fizycznej przede wszystkim sportowców. Celem Testu jest określenie maksymalnej wydolności tlenowej (tzw. pułap tlenowy V02max), która jest wyznacznikiem kondycji fizycznej. Kondycję fizyczną, w zależności od wieku i płci określa się na podstawie pokonanego dystansu.
Co zrobić by dobrze przygotować się do Testu
Po pierwsze należy dobrze się rozgrzać, przygotowując organizm do wzmożonego wysiłku. Do testu powinno się przystępować maksymalnie skoncentrowanym i zmotywowanym. Na wyznaczony sygnał zacznij bieg. Pamiętaj, by na początku nie narzucić zbyt dużego tempa, ponieważ 12 minut szybkiego biegu to naprawdę duży wysiłek. Warto utrzymywać cały czas takie samo tempo, a dopiero w końcówce przyspieszyć.
Jeśli podczas testu nagle opadniesz z sił – możesz chwilę odpocząć, jednak zrób to maszerując.
Staraj się dać z siebie jak najwięcej, tak żeby po teście czuć duże zmęczenie – wówczas wynik testu będzie maksymalnie zbliżony do Twojej rzeczywistej wydolności. Po upływie 12 minut od rozpoczęcia biegu możesz się zatrzymać i zmierzyć przebytą odległość.
Lokalizacje w całej Polsce:
  • Biała Podlaska - stadion la (400 m ) AWF Biała Podlaska, ul. Akademicka 2
  • Bydgoszcz - stadion la (400 m) UKW Bydgoszcz ul. Chodkiewicza 30
  • Gdańsk - stadion la (400 m) AWFiS Gdańsk ul. Kazimierza Górskiego 1 od 11:30
  • Katowice - stadion la (400 m) AWF Katowice ul. Kościuszki
  • Katowice - stadion la (400 m) KS Rozwój ul. Zgody 28, od 13:00
  • Kraków - stadion la (400 m) MOS Kraków-Śródmieście, Plac na Groblach 23
  • Leszno - stadion la (400 m) MOSiR Leszno, ul. 17 stycznia 68, 14:00 - 20:00
  • Lublin - bieżnia la (400 m) MKS START Lublin, Al.Piłsudskiego 22
  • Łódź - bieżnia la ( 200 m) Politechnika Łódzka, Al. Politechniki 11
  • Olsztyn - stadiom la (400 m) Stadion UWM, ul. Oczapowskiego 12
  • Opole - stadion la (400 m) Stadion Miejski, ul. Sosnkowskiego 12
  • Płock - stadion la (400 m) MCS Płock, ul. Sportowa 3
  • Rzeszów - stadion la (400 m) Uniwersytet Rzeszowski, ul. Wyspiańskiego 22
  • Szczecin - stadion la (400 m) ZUT Szczecin, ul. Tenisowa 35
  • Toruń - stadion la (400 m) MOSiR Toruń, ul .Gen. Bema 23/29
  • Ustka - bieżnia la (175 m) SP nr 2, ul. Jagiellońska 1
  • Warszawa - stadion la (400 m ) Orzeł, ul. Podskarbińska 14
  • Warszawa - stadion la (400 m) SKRA, ul. Wawelska 5
  • Wrocław - stadion la (400 m) AWF Wrocław ul. Paderewskiego 35
  • Zielona Góra - stadion la (400 m) Uniwersytet Zielonogórski, ul. Wyspiańskiego 58,