Jako że w ten weekend wyjątkowo nigdzie nie musiałam wyjeżdżać, zdołałam też wyruszyć na zwiedzanie okolicy, bo ostatnie tygodnie w pracy obfitowały w czasochłonne zadania i ani rano ani wieczorem czasu (i sił..) na bieganie nie zostawało... A że nie dorobiłam się jeszcze czołówki (w sumie, to nigdy nie była mi potrzebna..), to i nocne bieganie nie wchodziło też w grę, bo jednak rembertowskie uliczki nie są wymarzonym terenem do biegania. No ale dziś się udało:) Nie wczoraj niestety, bo wczoraj mnie chyba już od niebiegania jakaś migrena dopadła i dzień niemal cały mi wyjęła spod mojej dyspozycji. Dlatego dzisiaj już nie było wymówek:).
W sumie, to od półmaratonu biegałam razy kilka jedynie i czuję zdecydowany spadek formy. Pomyślałam jednak, że taka przerwa to dobra okazja, aby coś zacząć. Padło na porządne testowanie adidasowego miCoacha - postanowiłam, że spróbuję poprawić wynik na 5 km (na 24 min) i taki też trening wybrałam z proponowanych na platformie obsługującej urządzenie (z myślą o Accreo Ekidenie).
Na początek - dzisiaj - tzw. "assessment workout" - czyli trening, na podstawie którego owe akcesorium wyznacza zakresy tempa dla poszczególnych stref treningowych. Teraz nie będę się na tym skupiać, powiem jedynie, że zdziwiona byłam wielce, gdy po biegu zrzuciłam wyniki na komputer i okazało się, że po 3 tygodniach uśpienia biegowego miCoach pokazał, że górna granica mojej "komfortowej" (Green" strefy to 4:33 min/km, a tempo max (górna granica strefy czerwonej) to 2:43 min/km. Hmm... W sumie testowałam go już wcześniej i raczej dobrze wskazywał tempo biegu, ale tymi wynikami jestem zdziwiona - że za dobre i że mnie w ramach treningu miCoach wyżyłuje;). No ale będę dzielnie sprawdzać i się z tym wirtualnym trenerem ewentualnie spierać;). Wizualnie prezentuje się to tak ("wybielony" obszar to mój bieg bezpośrednio po assessmencie):
Tylko tętno wysokie, jak zwykle... :(
O lesie miało być przecież;). Bo teraz jestem taką szczęściarą, która ma 200 m od bloku las :) Najprawdziwszy. Nieważne, że nieco torami przecięty. Bo pachnie lasem (przetestowane;)). I ma nawet kilka miejscówek na małe podbiegi. Od kilku godzin, gdy doświadczyłam go na własnej skórze i pod własnymi stopami, jestem szczęśliwą ocobiegającą kobietą. Nawet plany na poranne treningi zaczęłam poważne snuć - z perspektywą leśnych ścieżek, takie planowanie jest jakby nieco łatwiejsze:).
I w tym oto pozytywnym nastroju życzę wszystkim owocnego nadchodzącego biegowego tygodnia!
Sobie również, bo jako że zgłosiłam się do firmowej ekipy na Ekiden, muszę na poważnie wziąć się za formę;).