piątek, 20 września 2013

Święto. Święta.

No tak, okazji bez liku się narobiło i nie miałam wyjścia - post powstać musiał, pozwalając tym samym ocobiegakobiecie na chwilową metamorfozę w odradzającego się z popiołów Fenixa. Dla porządku zatem lista, abym niczego nie zapomniała.


  1. Święto. Urodziny nie byle kogo, bo Emila Zatopka dziś przypadają - tak, tak, wspominam o tym, bo dzisiejsza aura bardzo sentymentalny nastrój przyniosła ze sobą, a i postać niegdysiejszego mocarza królewskiego dystansu napawa mnie sentymentem. Do biegania sentymentem, żeby była jasność.

  2. Święto biegania. Wprawdzie Festiwal Biegowy w Krynicy dobiegł końca prawie 2 tygodnie temu, ale jeszcze nie dałam ostatecznego, publicznego ujścia swojej zupełnie niereżyserowanej i niesponsorowanej przez nikogo radości z faktu, że udało mi się tam pojechać. Wreszcie. Bo do tej pory Krynica jedynie w fazie planów pozostawała. A dziś wiem, że tam wrócę - bo takiego biegowego powera dawno już nic mi nie dało. Jak niewierny Tomasz na własnej skórze o tym się przekonać musiałam - nie przekonywały mnie opinie uczestników dotychczasowych edycji Festiwalu. Błąd;).


    Wyniki biegowe przemilczę;), ale radość wielka, bo trasa 10 km biegu "Życiowej Dychy" niezwykle malownicza. Warto spróbować:). Tegoroczny Festiwal jeszcze jedną atrakcję w postaci Mistrzostw Świata w Biegach Górskich gościł i nie omieszkaliśmy z M. udać się na wizytację na Jaworzynę Krynicką, gdzie cała część sportowa imprezy miała miejsce - tamtejsze podbiegi robiły wrażenie;). Zresztą, cała pętla bardzo ciekawa, ale...bez formy nie podchodź:).

  3. Święto radioorientacji sportowej. Tak się złożyło, że dni temu kilka w okolicach Kudowy Zdrój rozgrywane były Mistrzostwa Świata w dyscyplinie, z której wyrosłam;). Z przyjemnością nieskrywaną dowiedziałam się, że dawni towarzysze radzą sobie świetnie i wywalczyli dwa medale na tej imprezie - złoty medal w kategorii kobiecej K-35 oraz srebrny medal w klasyfikacji drużynowej w kategorii seniorów. Gratulacje dla Magdy, Patryka, Jaśka i Szymona! Więcej można dowiedzieć się tutaj oraz tutaj.

  4. Święto. Moje osobiste. Znów zachciało mi się  biegać pełnym serduchem, a nie jedynie zdrowym rozsądkiem:). Nie było lekko ostatnio i nasza wzajemna miłość przeżywała trudniejsze chwile, ale... mam nadzieję, że wychodzimy z nich zwycięsko:). W październiku jedziemy z M. na maraton do Brukseli (biegnie On, ja jedynie 4km w biegu kobiecym) - i już nie mogę się doczekać!
A Wy? Mieliście ostatnio okazje do świętowania?

Skoro jesienny sezon w pełni, powodzenia życzę w startach! Ja przesuwam ściganie na wiosnę - teraz będę na nowo odkurzać biegowe przyjemności:).

PS. Nie mogłoby zabraknąć w tym poście dedykacji dla niestrudzonego w swych zapytaniach o nową treść na blogu mojego Kolegi Siedzącego Po Lewej Stronie:) - Pozdrowienia Jurek!;)

czwartek, 13 czerwca 2013

Zaproszenie na RUNbertów - niedziela, 16 czerwca

W imieniu kolegi Organizatora i swoim serdecznie zapraszam tych z Was, którzy nie mają jeszcze planów na biegową niedzielę na I Bieg Rembertowa - RUNbertów (5 i 10 km), z bazą na terenie Akademii Obrony Narodowej. Po biegu możliwa kawa dla chętnych bo do mnie rzut beretem;). Wpisowe jedynie 20 zł, medale fajne:). Więcej szczegółów na www.runbertow.pl.

Do zobaczenia mam nadzieję na starcie:)!

niedziela, 9 czerwca 2013

She runs her life

Jeśli ktokolwiek tu jeszcze czasem zagląda - witam serdecznie:). 

Wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to, że niedługo zmiany zajść muszą na blogu z okazji mojej nowej do niego wprowadzki - aby było wygodniej i aby na nowo się w nim rozgościć. Coming soon.

Tymczasem, dziś (mimo tego, co dzieję się za oknem) na zaproszenie Organizatora - firmy Nike, wybieram się na kobiecy bieg She runs the night. Pierwotnie bardzo sceptycznie nastawiona do formuły biegu przeznaczonego wyłącznie dla kobiet, dziś ciekawa jestem, jak też on wyjdzie.. Może to szansa, że więcej kobiet będzie regularnie biegać;)? Limit 6 000 miejsc został wyczerpany, a do tej pory, o ile dobrze kojarzę, żaden bieg warszawski takiej liczby uczestniczek płci piękniejszej nie zgromadził. We'll see. 

Wiem, że mnie żadna akcja i największe atrakcje nie zachęcą do robienia czegoś, do czego moje serce nie jest przekonane - bardziej niż bycie "trendy" (czy jak to się teraz mówi..) kręci mnie mierzenie się z samą sobą. I...bardziej niż z kobietami, wolę rozmawiać o bieganiu z mężczyznami. Chyba, że są to kobiety, z którymi dzielę wspomnienia przemierzania bagien, zagajników, kolców akacjowych na ciele i "zwykłych" oparzeń i podrapanych łydek będących efektem przedzierania się przez leśne pokrzywy, jeżyny, maliny i wszelkie inne przyjemne w dotyku rośliny;).  Ale to inna bajka.
Tym bardziej ciekawa jestem, jak będę na formułę She runs the night patrzeć już po powrocie do domu. 



A 8 września - w urodziny, zapisana jestem na maraton. Tym razem musi się udać.

sobota, 5 stycznia 2013

Dlaczego walczę z samym sobą....?

Wracam do gry treningowej :). 

Dziś tradycyjna lekcja pokory na falenickiej wydmie - cykl rozpoczął się wprawdzie tydzień temu, ale... może lepiej, że nie było mnie na tym lodzie, o którym tak głośno było słychać po pierwszym etapie.

Szaleństwa w moim wykonaniu nie było, bo i dzisiejsza dycha to najdłuższy dystans, jaki przebiegłam od ponad dwóch miesięcy. Dałam radę, wygrałam z każdym podbiegiem - żaden nie wygrał ze mną;). Chociaż ostatnie dwa dość mocno poczułam w czworogłowych... I tak truchtając pod górkę i machając rękoma (tak, tak - na ostatnim okrążeniu przypomniałam sobie, że do biegania używa się również rąk..;)) przypominałam sobie, jak w jakimś z wywiadów przed Tour de Ski (bodaj w Przeglądzie Sportowym) Justyna Kowalczyk wspominała o piekącym bólu przy atakowaniu Alpe Cermis. Ten mój dzisiejszy, malutki, raptem się taki śmieszny przy tym wydał.
Na koniec - co mnie zdziwiło - starczyło sił nawet na mocniejszy finisz i porządne rozprostowanie nóg. Gdzieś może jakieś zapasy zostały - te, których to na maratonie w Warszawie nie spożytkowałam ;). 

Co do wyniku - może i dziś bardziej dawałam się wyprzedzać niż wyprzedzałam ;), ale udało się przyzwoitość zachować i zamknąć się w godzinie biegu. Następnym razem będzie lepiej:).

A na podwieczorek przed jutrzejszym długim wybieganiem mały muzyczny upominek od Breakoutu -  z dość dziwnej płyty, z której wcześniej już coś na ocobiegakobiecie było - "Dlaczego walczę".

Od razu uprzedzam, że Nalepa nie odpowiedział na to pytanie, tylko właśnie pyta - tekst nie jest może literackim majstersztykiem, ale te proste pytania w połączeniu z breakoutowym bluesem brzmią interesująco. Mimo że płyta złą sławą skandalu Moskwy 1980 owiana. 





Powodzenia na jutrzejszym treningu wszystkim!


wtorek, 1 stycznia 2013

Wszystkiego biegowego w Nowym Roku!

Drogie bywalczynie i bywalcy ocobiegakobiecie,

Nie czas to, aby się z nieobecności na blogu tłumaczyć - na to może i pora przyjdzie.

Tymczasem - nie mogę okazji przegapić, aby życzyć Wam wszystkim powodzenia w realizacji Waszych biegowych celów, odwagi w ich kreśleniu oraz niezmiennego zapału do systematycznego przywdziewania biegowego obuwia:).

Z pozdrowieniami z porannego truchtu brzegiem Zatoki :)



Do zobaczenia na biegowych ścieżkach 2013 roku!

niedziela, 21 października 2012

POSTponed

No to odpoczęłam. Kolejny post na blogu miał w jakikolwiek sposób dotyczyć warszawskiego biegowego święta w ostatnią niedzielę września. Ale nie będzie takiego postu, bo i nie było maratonu w moim wykonaniu. Zaliczyłam totalny zjazd odporności (dużo pracy, mało snu) i złapałam jakieś paskudztwo w pracy, które położyło mnie do łóżka. Dwa dni na leczenie okazały się zbyt krótkim czasem. Półmaraton już kiedyś biegłam chora, ale ten dystans już znałam. Maraton to wciąż nowa przestrzeń, którą miałam zeksplorować i  żyłam tym wrzesień cały -  rozsądek podpowiedział, aby jednak nie serwować sobie takiego wysiłku, o którym tak naprawdę jeszcze mało wiem. Będzie następna okazja w przyszłym roku. Już się z tym pogodziłam, ale łatwo nie było :). 

Teraz po przerwie wreszcie wracam na biegowe ścieżki. Za chwilę Bieg Niepodległości - swoją drogą, niebywałe, jak szybko skończyły się zapisy! Udało Wam się zdążyć?

A jesień.. hmm... nie ma lepszej pory do biegania:).









niedziela, 16 września 2012

Chwila przed burzą




Wyjazd w celach służbowych. 8 h jazdy, aby dotrzeć na miejsce. Bezcenna godzina wyrwana tuż przed burzą na trening w powietrzu, jakiego dawno nie czułam w płucach. Przyjemność wielka pośród tych ostatnich mocno zapracowanych i ciężkich dni. Dziś niestety znów "nadaję" z Warszawy.

Udanej niedzieli!