czwartek, 10 lutego 2011

Zawodowo

Zaczyna się powoli dziać - w weekend miniony rozpoczęte GP Warszawy, gdzie niestety udziału nie wzięłam mimo planów poważnych, w wyniku zdarzeń losowych i mocno na Dolny Śląsk wiejącego wiatru;). W najbliższą sobotę zaś w Skaryszaku pobliskim Bieg Wedla - nie żeby było miejsce jeszcze na bieg główny;), ale dodatkowo jest możliwość startu na trasie Bno. Najdłuższa, sportowa o długości - uwaga - 4,3 km:), ale zawsze to okazja aby odkurzyć kompas, tak już zapomniany - już nie mogę się doczekać! No i koniecznie najbliższe starty w Falenicy trzeba będzie ogarnąć - do półmaratonu Ślężańskiego zdaje się, że w sam raz.

A jeśli już przy bieganiu jesteśmy, to znów niestety sama przed sobą głowę popiołem sypać muszę, bo weekend treningowo przepadł i dopiero wczoraj (zdecydowanie za długa przerwa) udało się zrobić w miarę porządny trening (chyba pierwszy od tygodnia). O dziwo - w tempie zaskakująco dobrym, w granicach 5'12"-5'17". Ale zdecydowanie muszę w końcu ogarnąć jakiś konkretny plan treningowy, bo truchtać sobie można do końca marca, a czas na HM sam się nie poprawi;) No i w sumie dobrze, bo w tym najlepsza zabawa jest - że się samej (samemu) do lepszej formy dochodzi.

Butki na drugim (dopiero) treningu podtrzymały bardzo pozytywne pierwsze wrażenie. Testujemy dalej:). Dodatkowo, zmiana stanika biegowego spowodowała, że łatwiej jest jakoś pamiętać o trzymaniu kręgosłupa prosto, co wymusza też inną pracę ramion. Intensywniejszą oczywiście. Eh, ta technologia...;)

PS. Rzecz jedna mnie zastanawia - na ile inną motywację do aktywności fizycznej należy zaszczepić kobiecie niż mężczyźnie? I jaka ta motywacja powinna być? Jak namówić kobietę by zaczęła się "ruszać", mówiąc potocznie? Szukam odpowiedzi różnych (nie o moją motywację tu chodzi, a na pewno nie jedynie o moją, tylko ogólnie - w aspekcie płci naszej pięknej) i mam zamiar jakimiś wnioskami się podzielić. Chętnie z pomocą i uwagami innych:)

2 komentarze:

  1. To zależy, jaką kobietę.
    Najłatwiej kobietę, która chce schudnąć - bo po pierwszym miesiącu ruszania się zobaczy efekty i ją to zmotywuje na 200%.
    Kobietę - matkę dzieciom można przekonać argumentami, że musi dać przykład potomkom.
    Kobietę nowoczesną - że to zdrowe i pomaga zapobiegać różnym chorobom (a to ostatnio chyba modne).
    Kobietę bez przekonania do sportu - argumentem "skąd wiesz, że nie lubisz siłowni [/biegania/basenu/nart], skoro nigdy nie próbowałaś?".
    Chyba generalnie różnych ludzi różne rzeczy motywują.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm.. masz Midi rację - różne motywacje do różnych ludzi trafiają i pewnie Twoje przykłady w pewnych konkretnych okolicznościach sprawdziłyby się:) Chyba potencjalnie najbardziej skuteczna motywacja "odchudzająca" się wydaje;)
    Ale ja mam nieodparte wrażenie, pewnymi doświadczeniami poparte: (choćby wśród znajomych, gdzie wcale nie obracam się tylko wśród facetów) że choćby nie wiem jak "zasiedziały" był to facet, to jest 1000% większe prawdopodobieństwo, że na słowo "pobiegajmy" albo "poćwiczmy" będzie mieć ten oto mężczyzna lekki choćby błysk w oku;), podczas gdy statystyczna kobieta zachowa się jak przysłowiowa "kaczka" i wszystko po niej spłynie... Co powoduje, że zmotywowanie kobiety do biegania jest duużo większym wyzwaniem:) - mnie się jeszcze nie udało... I może to nad wyraz wniosek, ale wydaje mi się też, że te z kolei, które się ruszają, mają więcej testosteronu niż pozostałe:D

    Bo nawet na banalny wuef w szkole patrząc - chłopcy mają swoją mniej lub bardziej ulubioną piłkę nożną, a dziewczyny? Zwolnienie z wuefu...lub "niedyspozycję"...

    OdpowiedzUsuń