poniedziałek, 31 stycznia 2011

...co ma piernik do biegania...:)

..czyli z serii "Czynniki zewnętrzne wpływające na wzrost poziomu zainteresowania ogólnorozwojową aerobową aktywnością ruchową, zwaną potocznie bieganiem";). A tak całkiem serio, to nieco przekornie tytuł posta odnosi się do zamierzonego/przypadkowego (niepotrzebne skreślić) efektu w postaci dwójki ochotników do wspólnego biegania po tym gdy obiecałam coś słodkiego już "po":). No i w ramach "marchewki" wystąpił właśnie piernik, przekładany i polewany czekoladą w okolicach 2 w nocy. Najważniejsze, że zadziałał i smakował:).

Co do treningów czasu ostatniego - niestety dwa weekendy pod rząd nieprzepracowane tak, jak powinno to być, tylko jedynie krótsze wybiegania zaliczone. Plus jeden, że podczas wizyty w domu rodzinnym w ub. tygodniu eksplorowałam nietknięte ludzką stopą porządnie zaśnieżone polne drogi (lub ich okolice - bo śniegu było dużo;)), co poskutkowało satysfakcją z zimowego zmęczenia (dodatkową atrakcją był mroźny wiatr dmiący prosto w twarz - tak, lubimy takie warunki:)).

Tematy okołonaukowe jakoś mniej więcej porozkładane w czasie - zatem po dzisiejszych zmaganiach z prawem podatkowym spokojnie można wracać do ustalonego rytmu wtorkowo-czwartkowo-sobotnio-niedzielnego. Tylko jakiś porządny plan trzeba skompilować, bo łatwiej wtedy zdecydowanie...

A dzisiaj w nagrodę za napisany egzamin i w ramach akcji "korzystamy z karnawału" wieczorna salsa - can't wait;).

Trening jutro - i znów zapowiada się, że nie będziemy biegowym deblem, tylko coś z tego więcej się urodzi - i cieszy mnie to ogromnie. Wielkie dzięki dla tych, którzy chcą nam towarzyszyć na biegowych ścieżkach!:) O więcej proszę:).


PS. Nowe Ravenny z racji pogody i podłoża ustąpiły chwilowo starym Jazzom TR, ale raz włożone do tej pory na trening baardzo pozytywne wrażenie zostawiły. Reszta wrażeń wraz z poprawą pogody na pewno się pojawi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz