Ekiden już w niedzielę, zatem dziś był ostatni dzwonek na jakikolwiek akcent biegowy przed tym podniosłym wydarzeniem. Wybór padł, a jakże, na Agrykolę. I kolejne 2 tygodnie przed półmaratonem będę znów częstszym na niej gościem.
Lekko nie było, bo dziś jakoś zapomniałam o jedzeniu i piciu przez dzień cały i o godz. 21, mimo że słońce dawno już skryte za horyzontem, czułam się jak na prywatnej pustyni. Czasem jednak człowiek musi popełniać podstawowe błędy, aby sobie przypomnieć, że nie należy ich popełniać;). Ot, taka myśl głęboka głęboką nocą mnie naszła.
W sumie przebieżek wyszło 10 x circa 150m - potrzebowałam tego, jak powietrza, i o tyle były przyjemniejsze niż zwykłe wybieganie po Polach Mokotowskich, że jednak na Agrykoli i w okolicy najbliższej nie ma aż tyle pyłków wszelakich i jest jeszcze czym o tej porze oddychać:). Tylko, że znów nie czuję, aby moja forma wspięła się na wyżyny... Mam nadzieję, że w niedzielę mnie miło zaskoczy:). W końcu w walce zespołowej najłatwiej dać z siebie wszystko.
A co ze Sprite'm;)? Sprite ugasił pragnienie po całym dniu i po treningu - niezastąpiony automat z napojami gazowanymi przed wejściem do Schroniska Młodzieżowego na Agrykoli okazał się wybawieniem. Tylko dlaczego nie mają tam Powerade'a ;>?
Potem w drodze powrotnej do domu głupio trochę się czułam truchtając z butelką Sprite'a w ręku:D. Nauczka na przyszłość. Kolejna:).
PS. Miszy dziękuję za miłe towarzystwo i wytrwałość:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz