Jednak trzeba sobie czasem urozmaicić życie - biegowe również :). Dziś zamiast tradycyjnego treningu parkowego (który naprawdę bardzo lubię) trening z przeszkodami. Z jednej strony efekt wczorajszej nawałnicy, bo nie wszędzie zostały już uprzątnięte połamane konary i zwalone drzewa, co spowodowało, że na niektórych chodnikach bieg przeradzał się w przełaje. Z drugiej natomiast dużo różnych podbiegów i zbiegów, czyli pełna eksploracja warszawskich schodów przy mostach i estakadach. Lekko nie było, bo i dawno taki wysiłek sobie serwowałam, ale na deser wspaniałości - kilka okrążeń na bieżni Agrykoli. Moje stopy nie odbijały się od tartanu od czasów liceum, więc było wielkie "wow", zwłaszcza, że bieżnia po remoncie:). Coś czuję, że częściej będzie mnie tam nosić :).
Startowe na Półmaraton Gryfa opłacone - więc już raczej nie wypada rezygnować i trzeba będzie znowu zmierzyć się z HM:). ...tylko coś to wzmacnianie mięśni, nóg zwłaszcza, mi wciąż nie wychodzi tak, jak chciałabym..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz